• Blog
    • Biblioteka
  • Trochę historii
    • Dwór w literaturze
  • Ziemiański styl
    • Zwykli ziemianie
    • Dzieciństwo i młodość
    • Życie codzienne .... >
      • ....i niecodzienne
      • Romanse, plotki i skandale
    • Savoir vivre
    • Tradycje w majątku ziemskim
  • We dworze
    • Rok w życiu pani na dworze
    • Spiżarnia >
      • Trunki
    • Kuchnia
    • Ogród >
      • Kwiaty i rabaty
    • Wnętrza i sprzęty
  • Majątek ziemski
    • Cztery pory roku w majątku ziemskim
    • Konie, psy i .....
    • Ptactwo różne
    • O lasach >
      • O zwiarzętach dzikich
      • O polowaniach
    • O polach i łąkach
    • O sadach
  • Wojaże
    • Rzemiennym dyszlem
    • Podróże dalekie

ziemiańskie klimaty

 

Wielkamoc

4/12/2020

0 Comments

 
Picture"Wesołego Alleluja"Stanisław Tondos kartka pocztowa ze zbiorów Polona.pl
"I oto - Wielkanoc. Z dalekiego kościoła słychać bicie dzwonów. Eonie przed gankiem niecierpliwią się, jedziemy do kościoła. Ile ludzi! Gorąco, tłoczno, nic nie słychać, nic nie widać. Tadzik beczy, mnie się chce spać... Przed kościołem tłumy znajomych, głośno, wesoło. Witają !się, całują, nawołują. "Upychają" nas do powozu i rodzice każą jechać "co dychu": trzeba zdążyć przed gośćmi.
Dwór pachnie świętami. Podłogi błyszczą, szyby w oknach lśnią, klamki się świecą. W wazonach kwiaty. Króluje woń hiacyntów i ciasta. Ledwo zdążyliśmy się rozebrać, już palą z batów i wokoło gazonu z fantazją toczą się powozy: dorocznym zwyczajem sąsiedztwo zjeżdża się do nas na święcone. Z odległości 20, ł0, 40 wiorst czwórką koni przyjeżdżają rodziny z dziećmi i służbą. Już pełen jest olbrzymi salon, tłoczno w gabinecie, w pokoju mamy, u nas, wszędzie. Czekamy na księdza. Młodzież, czatująca na ganku, wbiega podmiecona i głośna.
- Jedzie! Jedzie! - i oto słychać głęboki głos jego w przedpokoju.
- Jestem, jestem! A gdzież te brzdące zatracone?
Rzucamy mu się na szyję. Gadamy jedno przez drugie, tłoczą się wokoło goście. Nagle gwar przebija donośne wezwanie ojca.
- Prosimy do stołu! Czym chata bogata! - i jednocześnie otwierają drzwi do jadalni.
Pamiętam to dziwne uczucie; przecież od wielu dni widziałam nasze święcone. Ale to się jakby nie liczyło: dopiero teraz stawało się święto. Było coś dziwnie uroczystego w dostojnym pochodzie gości do zastawionego stołu. Przez wielkie okna biło falami słońce, okrywając połyskiem lukry i cukry, czerwieniąc intensywrnie mięsiwa, wesoło bieląc śnieżyste obrusy.
- Oby się ,panu, drogi panie Norbercie, dzieciaki zdrowo chowaly! -- całuje się z ojcem ksiądz Łuszczek, trzymając na widelczyku kawałek jajka.
- I pani drogiej - zwraca się do mamy - i państwu Wszystkim życzę...
Gwar, ścisk, całusy, okrzyki, czasem czyjaś łza w oku (czemu dorośli ludzie płaczą? - myślałam zdumiona...). Pamiętam pewne zabawne qui pro quo.
Ksiądz, całując nas w główki, spytał, czym chcemy być.
- Ja - odpadam rezolutnie, jako że przygotowana byłam na to stałe pytanie - albo Emilią Plater, albo Marią Malczewskiego.
Czemu się tak śmieli? To szkaradnie! Sama słyszałam, jak na sobotnich zebraniach u rodziców czytano Marię Malczewskiego, a teraz?! Bardzo się czułam obrażona.
- A ty, Stefciu?
- Ja - odparł mój brat z zapchaną buzią - ja będę stangretem Moisiejem!
- To swietnie!
Roześmieli się wszyscy.
- No, a ty, malutki?
Mój złotowłosy braciszek stanął między kolanami księdza.
- Ja będę królem!
- Czym?! Jak?! Co on powiedział?! - zawrzało przy stole.
- Aha! Więc królem? A dlaczego chcesz być królem?
- Bo miałbym wtedy dużo papieru do rysowania! - zadzwonił cienki głosik.
Wreszcie nadchodził punkt kulminacyjny. Wstawano od stołu.
- Gdzież napijemy się kawy? - zadawał tatuś niezmienne pytanie.
- Może w ogrodzie? - odpowiadał ktoś z gości.
- Jakże, Lilu, jak tam w twoim królestwie? - pytał ojciec matkę, niby zaskoczony.
-- Ależ proszę, proszę! - gorączkowała się mama i widać było, że chce się swym ogrodem pochwalić. Wówczas ojciec zbliżał się do zamkniętych drzwi na werandę i oburącz je otwierał.
Mój Boże! Jak dziś pamiętam to wrażenie! Przecież od kilku dni, a. czasem kilku tygodni bawiliśmy się już w ogrodzie wśród gęstej, jasnej roślinności, ale dopiero teraz była wiosna! Gazony buchały odurzającym zapachem mnóstwa kolorowych hiacyntów, żonkili i wczesnych narcyzów; barwiły się aksamitne dywany bratków, błękitniały krągłe klomby niezapominajkowej gęstwiny. A daleko, daleko, obok altanki widniała biała od kwiatu, pierwsza zakwitająca u nas czereśnia... Ukochane drzewko mego ojca! "Tatusiowa wisienka"...
To już była prawdziwa wiosna. W południe bywało tak gorąco, że wkładano nam pierwsze letnie sukienki, leciutko pachnące głębią szaf. A potem następowały okrzyki:
- Ach, jak ona wyrosła! Trzeba podłużyć!
O daleki, niezapomniany kraju, daleki, niezapomniany domu, młodości moja jasna i odległa... Do was płyną myśli w ten promienny dzień Wielkiejnocy, którą przeżywam w mieście wśród innych ludzi, innych nastrojów, innych dążeń... Ale nie jest mi smutno. Czy może ,być smutny człowiek posiadający skarb radosnych wspomnień? "
"Echa Wielkiejnocy" Zofia Petersowa z czasopisma "Kobieta w świecie i domu" Nr7 1939

0 Comments

Wielka  Sobota

4/11/2020

0 Comments

 
Picture"Wesołego alleluja" Adam Setkowicz za zbiorów Polona.pl
Ksiądz Łuszczek, przyjaciel rodziców i nasz, "bąków zatraconych", przyjeżdżał w sobotę po południu i święcił stół w jadalni. A jakież to było święcone! Olbrzymi stół w ogromnej sali dosłownie zastawiony był półmiskami i tacami, a festony zieleni pięknie go zdobiły, spadając aż na podłogę. Fascynował nas, dzieci, prosiak lub dzik, trzymający w paszczy kolorowe jajko.
- On jego zji? - pytał niespokojnie Tadzik, gdyż najpiękniejsza kraszanka była mu przyrzeczona, a właśnie ona pyszniła się w pysku zwierzaka.
- Głupiś! - energicznie stwierdzał starszy braciszek.
- Ty sam! - nie dawał się złotowłosy małec, odskubując kawałeczek mazurka na brzegu.
- Nie ruszaj, bo powiem mamusi! - oponowałam, zazdroszcząc mu tej odwagi.
- Skarżypyta! Skarżypyta! - unisono zaczynali obydwaj.
Nie mogłam oczywiście takiej obelgi puścić płazem i po chwili mama załamywała ręce:
- Boże drogi! Nawet w Wielką Sobotę! Wstydziłabyś się ! Dziewczyna dorosła: lat dziesięć, a ta- ka niedobra !
Zbierała się cała czeladź. (...). Ksiądz Łuszczek uroczyście święcił. Martwiliśmy się, że nie na wszystko padała kropla poświęcanej wody (czy alby będzie można to jeść?...) i wodziliśmy za księdzem zachwyconym wzrokiem. Taki był wysoki, piękny, zupełnie inny, jak wówczas, kiedy grał z nami w "łapki".
- Jego Pan Jezus odmienił przez noc i już taki będzie! - konstatowałam w skrytości ducha, bardzo niespokojna, a jednocześnie bezmiernie szczęśliwa. Takim bywał przecież tylko na ambonie, ale żeby u nas, w mieszkaniu?!... Był niedotykalny i jakby obcy...
A potem przychodziła noc pełna przyćmionego rozgwaru: powracano z Rezurekcji, ale myśmy spali.

"Echa Wielkiejnocy" Zofia Petersowa z czasopisma "Kobieta w świecie i domu" Nr7 1939





0 Comments

Wielki Czwartek

4/9/2020

0 Comments

 
Picture"Święcone" Wincenty Wodzinowski za pośr. polona.pl
"To były święta, z których cieszyliśmy się wszyscy bardziej, niż z Bożego Narodzenia. Czuliśmy, że jest w nich coś mniej może serdecznego, lecz za to więcej doniosłego, jakiś powiew rzeźkości, powrotu do życia, narodzin wiosny.
Od wielu tygodni cały dwór żył pod znakiem Wielkiejnocy. Pannie Anieli, krawcowej, pannie służącej i naszej opiekunce w jednej osobie "wszystko z rąk leciało". Mikołaj, najstarszy ogrodnik, całymi dniami w gromadzie ogrodniczków i bab wiejskich kręcił się po ogrodzie lub schylał się nad klombami, po których chłopcy uwijali się z długimi sznurkami, wyznaczając kwatery dla kwiatów. Ulita, kucharka, "chciała z uma zejść" wśród stosów garnków, stert "donic" i "makutr", a nasza ukochana Polcia, długoletnia pokojowa, nawet mówić z dzieć-mi nie chciała, całymi dniami brzęcząc w kredensie czyszczonym "srebrem". Wielkanoc!
W Wielki Czwartek zamęt dochodził do szczytu. Przez pokoje "leciała" co chwila Paraska z pralni, niosąc stosy białej bielizny do szaf, matka, bona i my, przepasani fartuchami siedzieliśmy w jadalni dookoła stołu i przebieraliśmy bakalie. Co chwila dostawało któreś z nas "po łapach" i rozlegał się okrzyk:
- Ta ty nie jidz, a to rycynka będzie!
Ale czy to pomagało! Objadaliśmy -się przy tym pomaganiu do tego stopnia smakołykami, że nie mogliśmy już na te figi, orzechy, daktyle i inne specjały patrzeć. Z kuchni płynęły fale zapachu z piekących się bab, wielkich na pół arszyna, cudnie przybieranych lukrem i kolorowym maczkiem, a potem rzeżuchą i barwinkiem. Bo wszystkich pokojach rozchodziła się -ostra woń gotowanych szynek i kiełbas, a powietrze aż drżało od gorzkich żalów, gromko a fałszywie wyśpiewywanych przez "ludzi", t. j. czeladź. Ojciec przyjeżdżał do domu i załamywał eęce:
- Poszaleliście! Któż to wszystko zje? Czy nie ma dla mnie spokojnego kąta?
 - Idź do gabinetu! - uspakajała go mama.
- Przecież tam Horpyna okna myje!
- To do mego pokoju!
- Podłogi Palemon zaciąga!
- Więc daj mi spokój! Głowa mi puchnie, a ty...
- No, dobrze, dobrze! Dzieciaki, posuńcie się, ja też będę pomagał!
Wtedy robiło się piekło. Ubóstwialiśmy ojca za jego wesołość, pogodę, umiejętność zabawy z nami. Cała robota "szła do diabła", jak określała pesymistycznie panna Aniela, długa jak tyka, żółta, stara panna. Wreszcie wyrzucano- nas razem z ojcem za drzwi.
I tak było przez trzy dni. My, dzieci, od kilku tygodni żyliśmy już stale w naszym ukochanym ogrodzie, ale działo się to jakby "nieoficjalnie". Zwyczaj w naszym domu nakazywał "otwarcie wiosny" w pierwszy dzień Wielkiejnocy."
"Echa Wielkiej Nocy" Zofia Petersowa


0 Comments

W lesie i za oknem ziemiańskiego dworu  (kwiecień)

4/3/2020

0 Comments

 
PictureIlustracja "Mgla wiosenna" Stanisław Witkiewicz (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie)
Kwiecień, jużciż zapewne nie darmo tak nazwany, zowie się u ziemian miesiącem "zielonej trawki", a u myśliwych pod koniec miesiącem "ciepłej rosy". ,(..)
Zieloną trawkę wyprzedzają leśne drzewa: klon, jesion, olcha, modrzew i wilcze łyko poczyna kwitnąć, a po ciepłych ściankach i uwrociach okrywa się dereń i głóg wcześniejszy kwiatem.
Szare, marcowe pole poczyna się nawodzić barwami, a jak się zwolna brunatna rózga lasów mieni, czem więcej narastają pączki przyszłego listowia i kwiatu, w tern więcej odcieni i kolorów poczyna się zmieniać szary krajobraz na lesie, po łanach i łąkach. (..)
Plactwo około mieszkań ludzkich wyzimowone powraca teraz do lasu, gdzie i drapieżne takrocznych gniazd szuka, a około mieszkań ludzkich gromadzą się w sadach, szpalerach i przylaskach wdzięczni śpiewacy wiosny (..)
Jeżeli w zimowych miesiącach roku można było policzyć wszystkie głosy natury, to teraz spływają wszystkie głosy napowietrzne i nadziemne w jeden chór wielki, (..) od skrze-
czenia żabek począwszy, które się z razu tylko pojedynczymi odzywają głosami, aż do kruczenia lecących żurawi, które szeroko i z wysoka zapowiadają światu powrót wiosny (..)

Często jeszcze ściśnie nocą przymrozek wierzchem ziemię, która do gruntu puszczać poczyna; często jeszcze rzuci szarga mokrym śniegiem lub suchemi krupami; często jeszcze nawidzają zamietne burze ziemię na wiosennem porównaniu dnia z nocą z gwałtownością tej porze właściwą; (..) Wszakże byle na chwilę zabłysło słońce, wyczyszcza się błękit nieba i odzywa się
znowu cały chór śpiewaków od sadów, krzewin i lasów, ledwo co minioną burzą ociekłych, a zielona trawka pcha się gwałtem do świata. (...)

Jak skowronek ptak najrańszy, jak bocian, stróż domowej strzechy, jest zwiastunem dobrych nadziei i wiosny, tak powrót jaskółki jest zapowiedzią ciepłej pory i ciepłej rosy. (..)
W ślad wracających jaskółek przybywają także turkawki i synogarlice, młode wiewiórczęta wychylają drobne główki trwożliwie z wiszącego gniazda, a już znacznie wprzód wraca całemi gromadami świat owadów do życia. (...)
Teraz, gdy pod koniec kwietnia słowik się najprzód nieśmiało odzywać poczyna w cieniu agrestów i łóz, mieni się cala szata lasów, a sad i futory okrywają się kwiatem. To dopiero kwiecień prawdziwy!..."

"Rok Myśliwca" Wincenty Pol

0 Comments

Amazonka

3/31/2020

0 Comments

 
Picture"Amazonka" Juliusz Kossak ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie
"W jeździe konnej, teorya bez praktyki, lub odwrotnie, więcej niż w czem innem, dobrych rezultatów wydać nie może. (..) Jedynie długie doświadczenie, przy pomocy dobrych wskazówek, może wyrobić prawdziwie umiejętną i odważną amazonkę.
Ileż to mamy tak zwanych dzielnych amazonek, które, bez najmniejszego pojęcia o ja kichkolwiek zasadach, dosiadają zupełnie surowych koni. Dobrze jeszcze, gdy do czynienia mają z poczciwemi, zapracowanemi fornalkami, lecz, gdy owa dzielna dama znajdzie się na wierzchowcu, z temperamentem i nauką,— wtedy nie umie sobie poradzić— i o wypadek nie trudno.Wiele pań widziałam, które po kilkunastu lub kilku nawet lekcyach, zakończały naukę, utrzymując, iż jeździć zamierzają tylko dla przyjemności.(...)

Wieleż to razy słyszymy głosy oburzenia przeciwko damom dosiadającym konia, i narażającym się na śmierć dobrowolną. Są nawet ludzie dowodzący, iż nigdy nie grozi człowiekowi większe niebezpieczeństwo, jak kiedy znajduje się na siodle! Pozwolę sobie przeciw temu założyć najuroczystsze veto. Na koniu pewnym, z dobremi nogami,łagodnym charakterem, choćby nawet bardzo żywym, lecz dobrze ujeżdżonym (konie dzikie, surowe, bezwarunkowo dla dam wyłączam), amazonka zupełnie bezpieczną czuć się może. Zapewne, iż i tu zdarzają się wypadki: lecz gdzież ich niema? Wszak chodząc po równej drodze, ludzie także nieraz padają i łamią ręce lub nogi..."
"Podręcznik jazdy konnej dla dam"  Marya Wodzińska

0 Comments

Wiosna

3/24/2020

1 Comment

 
Picture
"Życie ludzi, którzy nigdy, wychodząc rano przed dom, nie słyszeli bulgotu cietrzewi, musi być smutne, bo nie zaznali prawdziwej wiosny. Nie nawiedza ich w chwilach wątpienia pamięć godów weselnych, które gdzieś odprawiają się niezależnie od tego, co ich samych gnębi. A jeżeli ekstaza istnieje, to czy ważne jest, że to nie oni jej zaznają, ale kto inny? Liliowe kwiaty z żółtym pyłkiem wewnątrz wyłażą spomiędzy igliwia, na łodyżkach obrośniętych aksamitnym puchem, kiedy cietrzewie koguty tańczą na polanach, wlokąc po ziemi skrzydła i ustawiając prostopadle ogon-lirę, atramentową z białym podbiciem, ich gardła nie mogą pomieścić nadmiaru pieśni, wydymają się tocząc kulę dźwięku."
„Dolina Issy” Czesław Miłosz (zgodnie  z  prawem  cytatu)
Ilustracja - "Cietrzewie" Czesław Wasilewski (za pośr Wikicommons)

1 Comment

Wszystkie piękne panie czyli ciąg dalszy plotek Juliana Wieniawskiego o sąsiadach (6)

3/17/2020

0 Comments

 
PictureRycina z modą z przełomu lat 1850-tych i 1860-tych ze światowych katalogów (ze zbiorów Metropolitan Museum)
(Fragment wspomnień Juliana Wieniawskiego z przełomu lat 1850-tych i 1860-tych)
"Ostrowite, własność pani Dąbrowskiej, wdowy, z domu Krzymuskiej, kobiety bardzo milej, bardzo inteligentnej i bardzo mi życzliwej. Z przyjemnością zajeżdżałem tam parę razy do roku, na częstsze bowiem odwiedziny nie stałoby mi czasu, wobec ogromu zajęcia i tylu tak licznych sąsiedztw, z któremi łączyły mnie przyjazne stosunki. (...)
Z dobrami Wielkopole, które w dzierżawie trzymałem, graniczyło miasteczko Kleczew i dobra Stawoszewek, własność wdowy pani Lisieckiej z Zeliszewa na Podlasiu. Jakie ją losy z tak dalekiej okolicy w nasz koniński zakątek przygnały, nie wiem, ale to wiem, że był to dom jeden z najbardziej dystyngowanych. Pani Lisiecka, zdaje mi się, ks. Woroniecka z domu, a przynajmniej blizko z tą rodziną skoligacona, była to dama starej daty, trochę wielkością rodu przejęta, ale bądź co bądź, umiejąca uszanować ludzi niższych od niej urodzeniem, o ile tacy wykształceniem i zasługami społecznemi poważniejsze w społeczeństwie zająć umieli stanowisko. Lubiła wprawdzie napomknąć przy lada okazyi o stosunkach i koligacyach swoich, ale czyniła to w sposób, nie uwłaczający tym, którzy się tego rodzaju wielkością poszczycić nie mógł.
Zresztą w obejściu była bardzo grzeczną, uprzejmą, czasem nawet przyjacielską, a główną (dla mnie przynajmniej) jej zaletą było staranne wychowanie, jakie dała dwóm swoim córkom, pp. Konstancyi i Zofii; syna bowiem Ludwika, jedynaka, nie będącego fanatykiem na punkcie pracy, słabością i pobłażliwością swoją trochę zepsuła. Panna Konstancya była piękna nad wyraz, a urodę jej podnosił jeszcze niewysłowiony wdzięk jakiś, który każdego za serce musiał chwycić. P. Zofia nie dorównywała jej bynajmniej urodą, a jednak ten sam wdzięk i słodycz w obejściu kazały zapominać o tern i czyniły ją tak miłą i ujmującą, iż obydwie siostry były ulubienicami całego naszego sąsiedztwa..
Człowiekiem zupełnie innego pokroju był syn Ludwik. Trochę ociężały, obojętny na wszystko, co się w gospodarstwie i koło niego działo, czytywał dużo, a zwłaszcza pism sportowych, popijając herbatę z wiecznie kipiącego samowaru i wypalając niezliczoną ilość fajek. (...)"

0 Comments

Dwór przy lesie

3/10/2020

0 Comments

 
Picture"Wnętrze salonu w domu artysty" Aleksander Kokular ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie
"Dom piękniał powoli. W ciągu lat wspólnie przeżytych krystalizowały się w nim nasze myśli, nasz smak i upodobania, zaznaczały przebyte drogi życia – wreszcie każdy pokój stał się odrębnym, zamkniętym w sobie światem, z pewnej epoki, w pewnym stylu, gdzie wszystko na czym spoczęło oko, wzmacniało pierwsze, harmonijne wrażenie. Nawet piece i kominki, nawet obicia na ścianach stosowne były do ogólnego tonu. Przeszłość, płynąca za nami szerokim strumieniem, wtargnęła tu, do tego kresowego dworu, zostawiając po sobie ślad wiecznie trwały (tak sądziliśmy!...) kultury przodków i naszej własnej pracy i ukochań. Nić tradycji snuła się dalej na kołowrotku teraźniejszości. Lubiliśmy oboje książki; mieszkaliśmy daleko od kolei, sąsiedztwa były dość rzadkie, więc zwłaszcza gdy jesienne roztopy uniemożliwiały drogę, książki były nam najmilszymi przyjaciółmi, żyjącymi w twórczości genialnych myśli i w tętnie serca. Do dzieł dawniejszych pisarzy przyłączały się nowe, wybitne utwory literackie, piękne wydawnictwa, białe kruki – wszystko to układało się w długie szeregi na półkach wysokich bibliotecznych szaf. Doszliśmy w ten sposób do poważnej liczby 5000 tomów.

Za dworem szumiał las. Który wyginając się. Wdzięcznym półkolem, biegi ku dębinie pobliskich lasów państwowych. Las ten podobny był raczej do olbrzymiego parku i zachwycał różnorodnością drzew i malowniczym ich ugrupowaniem. Tuż do podwórza gospodarskiego przylegała rozrzucona z rzadka dębina – po czym nagle wyrastał gąszcz młodych grabów, strzelały w górę na polankach stare dęby, umyślnie tu zostawione przy dawnych porębach, matki-brzozy gwarzyły pośpiesznym szelestem z młodym pokoleniem rojnie podrastających, wysmukłych brzózek. Lasek sosnowy tuż przy wyjeździe, widoczny z okien W dalekiej perspektywie, bielał nieraz w zimie pod śniegowym kożuchem, naciągniętym na rozpostarte, zielone ramiona – w lecie pachniał żywicą i szpilkami niby wielka kadzielnica."
"Burza od wschodu"  Maria Dunin-Kozicka (zgodnie  z  prawem  cytatu)

0 Comments

Rok w majątku leśnym  (marzec)

3/6/2020

0 Comments

 
Picture
"O użytkowaniu  z lasów [ w marcu]

1. Prace-główne.   Asygnowanie i wyrabianie drzewa  trwa ciągle. Ciecia w lasach niskopiennych zaczynają się. Pozostałe wierzby ogłowić
Przygotować  drzewo do spławu. Zakładać węglarnie , smolarnie i  popielarnie

2 Prace uboczne  obdzierać  korę olszową dla  farbiarzy. Zbierać bagno pospolite dla (Ledum palustre) dla garbarzy
Sok  brzozowy i klonowy ściągać z drzew można
Z ptactwa można strzelać tylko na grze, Głuszcze i Cietrzewia, a  podczas przelotu wiosennego słomki, bekasy, gęsi, kaczki , gołębie dzikie i łowić w sieci wszelkie gatunki drozdów"

Z Nowego Kalendarza Powszechnego na rok przestępny 1836

Ilustracja z "Roku Myśliwca" autorstwa Juliusza Kossaka.


0 Comments

W lesie i za oknem ziemiańskiego dworu  (marzec)

3/2/2020

0 Comments

 
Picture"Kra na Niemnie" Stanisław Żukowski (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie)
"Marzec u myśliwych "miesiącem szarego pola" zwany, bywa często jeszcze i bardzo mroźny i śnieżny; ale słońce wybija się coraz wyżej, dzień coraz dłuższy, panowanie wschodnich wiatrów nastaje, a wiosenne porównanie dnia z nocą sprowadza gwałtowne burze i zmienia nagle całą postać widoków natury na ziemi i niebie. Już to inny ciąg obłoków, inne zawieszenie chmur, inny kolor nieba i we dnie i w nocy, w czasie porannej i wieczornej zorzy. (...)
Miesiąc to najszerszego rozlewu i panowania wód. Słotne burze i ciepłe wiatry topią nagle śniegi, woda dostaje się najprzód na lody, nim je połamie, nie wsiąka w zamarzła jeszcze ziemię i zrządza wylewy. Po puszczach i lasach podnoszą się brody, błonia i poniższe łąki, chały i roisty, odkryte błota i rudki zmieniają się w jeziora. Po większych rzekach ląduje woda; zwierciadło jezior i stawów podnosi się w górę, a tam nawet, gdzie przez rok cały nie wystąpi powódź, grają fale w promieniach wiosennego słońca. Najszersze to panowanie wód, stąd też i najgłośniejsze panowanie wodnego ptactwa, które teraz z cieplic powraca i wrzawnie stadami  na czyste pada zwierciadła.

Dzikie gęsi i kaczki dają temu ruchowi początek, a wracające do gniazd bociany zapowiadają powrót błotnego ptactwa. Ptaki obojej gromady, więcej południowej dzielnicy od naszej, morskie i lądowe, przez rok cały u nas niewidziane zresztą, spadają w tym czasie tłumnie i wrzawnie na te same wody i w ciągu całego roku nie żyje błotne i wodne ptactwo tak głośnem i podniesionem życiem, jak teraz, kiedy rade z cieplic wraca, długą podróżą ośmielone, lekkie i żywe, czujne i obrotne, w barwę godową strojne. Stąd też jest głosem natury na marzec wrzawa ptactwa wodnego i klekot bocianów, a widokiem natury szeroki rozlew wód. (..)
Owady i płazy budzą się z zimowego snu, robactwo ziemne i wodne daje znaki życia i wychodzi. W dzień ciepły wylatują już i pierwsze motyle, w noce ciepłe nietoperze, sowy, puhacze i ćmy. (..)
Kolor też lasów liściastych poczyna się już z oddalenia mienić i przechodzić z czarnego w brunatny i leszczyny, osiki i wierzby kwitną; na iwie narastają lub pękają kotki; śnieżki i ranne cebulki klują się z pod pleśni; brzęk muszek słychać już ciepłym wieczorem w powietrzu, a pierwsze pszczoły błąkają się już około iwiny, gdy słońce przygrzeje. (...)

"Rok Myśliwca" Wincenty Pol

0 Comments
<<Previous
Forward>>
    Prowincja w kolorze sepii czyli o obywatelach ziemskich, ich dworach oraz okolicy we wspomnieniach, literaturze i czasopismach z epoki

    Ziemiańskie klimaty
    FACEBOOK

    Archives

    May 2020
    April 2020
    March 2020
    February 2020
    January 2020
    December 2019
    November 2019
    October 2019
    September 2019
    August 2019
    July 2019
    June 2019
    May 2019
    April 2019
    March 2019
    February 2019
    January 2019
    December 2018
    November 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    September 2017
    August 2017
    July 2017
    June 2017
    May 2017
    April 2017
    March 2017
    February 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    January 2016
    December 2015
    November 2015
    October 2015
    August 2015

    RSS Feed

    W kolażu na szczycie strony wykorzystano obrazy XIX wiecznych malarzy polskich;
    Wincentego Kasprzyckiego "Pałac w Natolinie", Wincentego Wodzinowskiego "Koncert domowy", Juliusza Kossaka "Scena z polowania w Radziejowicach", Franciszka Streit "Przerwa na posiłek"
Powered by Create your own unique website with customizable templates.
Photos from Kurt:S, torbakhopper, gizmo-the-bandit