"Zapachniały pączki, Zapachniały chrusty, Klaszczą dzieci w rączki: Zapusty! Zapusty! Zagrała kapela, Zadudniły basy, Zapustna niedziela. Tańczy obertasy. A ten Wtorek Tłusty — Łakomczuch nie lada! -- Różne smakołyki Pije i zajada. Środa Popielcowa Z workiem rrzybieżała. Zapustom na głowy Popiół wysypała. Hej, na bok figielki! Gdyż w szacie pokutnej, Zbliża się Post Wielki, Poważny i smutny." "Gazetka Niedzielna dla Dzieci" rok 1937 Nr4 |
0 Comments
"Pracownia młodego pana domu w Osowcach była pięknym pokojem z oknami dającymi tyle i takiego światła, ile i jakiego wymaga praca malarska. Mnóstwo w nim znajdowało się rzeczy różnych: sztalugi z rozpiętym i białą firanką osłoniętym płótnem, stosy tek, rysunków, szkiców, marmurowe i gipsowe posążki, popiersia, grupy, kawałki spłowiałych makat i staroświeckich materii, kilka oryginalnych kanapek do siedzenia lub do leżenia urządzonych, kilkanaście pięknych roślin w kosztownych wazonach - wszystko to z pozorną niedbałością rozstawione i rozrzucone; na koniec, w jednym z rogów pokoju śliczna szafka świecąca zza szkła różnobarwną oprawą paruset książek. Były to raczej książeczki niż książki: małe, ozdobne, lekkie. Panowały w nich poezja i powieść, jedna i druga w specjalnym i prawie wyłącznym gatunku: trochę tylko poetów polskich, zresztą zmysłowy Musset, tu i ówdzie Wiktor Hugo, wiele rozpaczliwego Byrona, sercowy Shelley, uperfumowany Feuillet, pesymista Leopardi, najniespodzianiej spotykające się z tym poetą - myślicielem bajki starego Dumasa i awantury bezmyślnej Braddon; jeszcze coś z dzisiejszych ulubieńców francuskiej arystokracji: Claretiego, Craven etc., etc. Przed tą szafką, śliczną jak cacko, książkami do cacek podobnymi napełnioną, Zygmunt Korczyński stanął po krótkiej przechadzce wzdłuż i wszerz pracowni odbytej." "Nad Niemnem" Eliza Orzeszkowa Ilustracja "W bibliotece" Józef Rapacki Muzeum Narodowe w Warszawie "W sali balowej zaczynały się tańce. Muzykanci ukryci na balkonie wygrywali jakiegoś straussowskiego walca i powoli łączyły się pary, oddzielały się od tłumu i wypływały na oświetloną przestrzeń. Spódniczki unosiły się leciuchno, trzepocąc jak wielkie motyle, figury objęte męskimi ramionami wirowały w takt muzyki, głowy przechylały się w tył i płynęły pary sennym trochę ruchem bez szmeru po gładkiej posadzce. Pod jedną ścianą siedziały długim rzędem tancerki, jak rzucona różnobarwna wstęga mieniły się ich sukienki na białym tle obicia. Naprzeciwko, w gromadzie, stali panowie. Była to czarna, zbita masa, która jak plama odcinała się wyraźnie od jasnego otoczenia. Nad wszystkimi górował Jerzy swą ciemną głową. Tańce szły zrazu leniwie. Z dwóch przeciwległych końców patrzono na siebie z pewną nieufnością, jakby obserwując się wzajemnie. Edzio miotał się, przebiegając salę od kąta do kąta, tu przedstawiając jakiegoś nieznajomego, tu porywając z krzesła pannę, tam wołając do gromady mężczyzn: — Panowie, nie próżnujcie, ruszcie się przecie! Był już zgrzany mocno, pomimo chłodnej dokoła temperatury. Emil pomagał mu dzielnie, z poważną miną okręcał po kolei wszystkie panny jedną po drugiej. Za nim Jerzy równie sumiennie spełniał swój obowiązek gospodarski. Nagle z drugiego pokoju dobiegły wybuchy śmiechu. Głosy zmieszane zdawały się kłócić i spierać o coś, czy o kogoś, a szczebiot jakiś górował nad nimi. Zaszumiały jedwabie i w szalonym pędzie wleciała do sali nowa para. On z rozwianą czupryną, z latającymi połami fraka, kręcił się, wirował, rzucał się z rozmachem unosząc prawie z ziemi tancerkę, która uwieszona na jego ramieniu, z odrzuconą głową, nie dotykała prawie ziemi i drobnymi nóżkami starała się z nim zrównać, przy czym wciąż się śmiała. — Rodwiczowa, pani Wika! — szeptano wokoło. Narwana zawsze... Wiecznie z tym swoim malarzem!... To nawet nieprzyzwoicie... Zgorszone oczy starszych pań odprowadzały tańczącą parę, usta składały się w oburzony grymas, głowy ku sobie się skłaniały i coś sobie szeptano do ucha. Panny kierowały ku nim zdziwiony wzrok, a pod wąsami mężczyzn ukazywały się uśmiechy. Ustępowano im z drogi, inne pary stawały zdumione, wszystkie oczy śledziły ich ciekawie, a ona wciąż się śmiała. Wreszcie malarz Żurko posadził ją pod ścianą i sam znikł za jakąś portierą, a ona zerwała się zaraz i zaczęła się witać ze starszymi paniami. (...)Walc konał powoli. Jeszcze dwie pary kręciły się leniwie. Wreszcie jęknęły ostatnie nuty i muzyka zamilkła. A po chwila ozwała się krótka, wesoła pobudka do kontredansa i znowu ucichła. Ruch zrobił się na sali. Panny wstawały z krzeseł, wychodziły po kilka do innych salonów, zaglądały do zwierciadeł. Panowie biegali, przysuwali sobie krzesła, związywali je chustkami. Zamawiano sobie vis a vis. Powstała gdzieś w kącie sprzeczka. Edzio biegał bardzo zajęty. Wreszcie stanęły wszystkie pary i rozpoczął się kontredans. Pod światłem padającym z pająków i kinkietów posuwały się jasne i czarne postacie, łączyły się, rozłączały, zbijały w gromadę, rozchodziły w różne strony. Zrobiło się gorąco i gwarno. Szum zmieszanych głosów, dźwięki muzyki, stąpania i szelest sukien napełniały powietrze wrzawą i wesołością. Po cichych nutach walca, tego wyrazu sentymentalnej zmysłowości, kontredans odzywał się pełniejszym i głośnym akordem, łączył towarzystwo w jedną gromadę, zbliżał wszystkich ku sobie, ożywiał wspólną wesołością. Twarze były rozjaśnione, a ręce, łącząc się w figurach, ściskały się życzliwie. Sala zadrgała życiem, ruchem i ochotą. Bawiono się już na dobre.(...)" Emma Dmochowska "Dwór w Haliniszkach" "O użytkowaniu z lasów [w lutym] 1. Prace-główne. Kontynuować roboty pod przeszłym miesiącem wymienione, ogławiać wierzby, wycinać łaszynę 2 Prace uboczne Kontynuować roboty pod przeszłym miesiącem wymienione, wyjąwszy tylko, że wszelką grubą zwierzynę ochraniać należy" Z Nowego Kalendarza Powszechnego na rok przestępny 1836 Ilustracja z "Roku Myśliwca" autorstwa Juliusza Kossaka. "W lutym zmieniają się widoki natury. Jednostajna białość śnieżnego całunu, którym ziemia dotąd strojną była, niknie; poczyna się pole srokate. Szlaki, potoki i łożyska rzek poczerniały, poczerniały zaspy śniegu i naprzemian czernieją albo bieleją wierzchołki gór i pagórków, lub doliny, łąki i rudki, podług tego, czy odwilż, czy mróz. Skiby wyłażą od strony słonecznej i śnieg się na nich podnosi jak fala; słoneczne zbocze i odkryte pagórki stoją po części już nagie, a tam nawet, gdzie na znacznych obszarach śnieg jeszcze leży, pokryte są śniegi pożółkłą skorupą cienkiej warstwy lodów, trynami ziół i pyłem ziemi, który już wiatr zabiera z pola srokatego. Zimowy krajobraz traci świeżość swoją, ale ciężkie śnieżne chmury zimowe poczynają się przerzedzać i na obłoki powoli zamieniać. Widok odległych lasów i gór odsłania się już na całe godziny i dnie, bo i chmury i obłoki poczynają, ciągnąc wyżej nad ziemią, po części już być wschodnimi wiatrami pędzone. (...) Jak wrzask kruczego ptactwa jest najdonośniejszym głosem natury w styczniu, tak śpiew skowronka jest głosem natury na luty; bo nawet w dniach mroźnych, byle słońce zabłysło a zamieć zimowa ustała na chwilę, wzbija się ponad skrzepłą jeszcze skibą w górę i zawieszony jak w sidle, śpiewa wdzięczną pieśń swoją ludziom i młodzącemu się niebu, niewidziany prawie, lecz nad każdą rolą i zagrodą od wszystkich słyszany. Kiedy najwcześniejszy śpiewak roku pieśń swoją zaczyna, ściele najrańsza ptaszyna swe gniazdo w nagich gałęziach szyszkowego lasu; krzywonos, który się już w barwę godową ustroił, wysiada w tym czasie swe pisklęta na mrozie, a wcześniej jeszcze zimorodek, ptaszyna najstrojniejszych piórek, nie naszego prawie nieba, siedzi już na gnieździe. Kruki zbierają się w pary, a na oziminy, które z pod śniegu wyszły, spadają już gawrony. Borsuk, najwcześniejszy zwierz, ma w tym miesiącu troje do pięciorga młodych, które się ślepo rodzą, i nie wywodzi ich z jamy, dopóki ziemia się nie ogrzeje....... Jarząbek w głębi zacisznych lasów poczyna się wabić, kiedy leszczyny kwitnąć zaczynają, a pączki narastać na iwie; również dzierlatka poczyna się wabić po sadach. (..) jelenie wychodzą już z gęstwin na rzadsze lasy, grzeją się po słonecznych zboczach do słońca i pasą się całem stadem po porębach w czasie pogody. (..) W miarę, jak się ocieplać poczyna, odzywają się w okolicach zapadłych czajki z nad błot, już pod koniec lutego, a w cichy pogodny wieczór wylatują nietoperze z zimowych swoich kryjówek, zgłodniałe szukając żeru." "Rok Myśliwca" Wincenty Pol "Magiczne jest słowo 'wilk' i wiele przed oczy nasuwa wspomnień i obrazów. Więc stare ciche dworki za lasami za górami, odcięte od świata, zasypane śniegiem, dworki z przed stu lat, te pokolenia tak różne od nas, co żyły w nich i umierały; straszne śnieżyce, srogie zimy, głodne i zmarznięte wilki, wyjące pod oknami głodnych i zmarzniętych ludzi, więc pyszne, urokiem niebezpieczeństwa owiane, wyprawy „z prosięciem" w jasną noc, z pękiem grochowin na sznurze; więc szalone, radosne gonitwy z chartami jesienią po stepie; więc półgłośne opowiadania starych babek przy kominie, okropne legendy o dzieciach kradzionych z kołyski, o wpadniętym w wilczy dół muzykancie co wpół żywy, z trwogi i zimna na ostatniej strunie skrzypek grał najskoczniejsze melodye; o wilkołakach, których imienia lepiej nie wspominać, (bo wiadomo że najstraszniejszy był wilk, kiedy z czarami się bratał), więc znana opowieść o chłopie, „z którego tylko buty i wiechcie zostały, a ani kosteczki", więc 'Mozajka wilcza' i 'Rok myśliwca', i 'Zawsze oni' i cała epoka i cały szmat wspomnień, przeto dobrze jest, że mamy gdzieś jeszcze tę żywą pamiątkę wilka. " Wieś i dwór 1932 "Dziada doskonale pamiętam (..). Był on główną osobą w domu, do niego się wszystko stosować musiało. Ponieważ wstawał późno, śniadanie musiało być o 12-ej, obiad o 5-ej, tak jak przywykł w mieście podczas urzędowania. Kiedy się spóźnił, kijem, bez którego nie mógł chodzić, zatrzymywał zegar, aby nigdy później jak o 12-ej nie siadać do stołu. Miał swego oddzielnego lokaja, furmana, karetkę i czwórkę bułanych z białemi grzywami koni, któremi parę razy do roku wybierał się w dalsze odwiedziny do krewnych koło Mińska, jak do Kostrowickich w Nowosiółkach, lub do Chmarów w Siemkowie. Gdy wracał, pozwalał wnukom objeżdżać w karecie gazon naokoło, i dlatego te szczegóły pozostały nam długo w pamięci. W pokoju, w którym dziad sypiał, był przy jednej ścianie rodzaj korytarzyka, poręczami oddzielony, na których się opierając, dziad codziennie, głośno licząc, pewną ilość przechadzek odbywał dla ruchu, bo całemi dniami przesiadywał nad papierami swego archiwum, które mieściło się w sąsiednim pokoju wiecznie zamkniętym." Edward Woyniłłowicz "Wspomnienia 1847 - 1928" "Portret starszego meżczyzny" Tadeusz Ajdukiewicz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie "Pamiętam, że była to godzina piąta po południu; pogodny, słoneczny dzień zimowy miał się ku końcowi, ale w obszernym salonie, o kilku wielkich oknach, widno było jeszcze. I gwarno tam było także bo orszak ślubny, złożony z kilkudziesięciu osób już się był zebrał. Tu siedziało grono poważnych kobiet; tam liczne koło mężczyzn, ubranych w czarne fraki i śnieżne krawaty, gwarzyło półgłosem; tam znowu pstrzyły się różno-farbne suknie drużek, przyjaciółek, z biciem serca i wzruszeniem na twarzy wyglądających wejścia panny młodej, którą dopiero strojono do ślubu. W białej sukni, zdobnej w kwiaty i koronki, w wianeczku z drobnych róż, włożonym na włosy długiemi lokami opływające ramiona, w pięknym naszyjniku z pereł na szyi, stałam pomiędzy towarzyszkami, zdjęta niewysłowionem wzruszeniem. Pierwszy to raz w życiu znajdowałam się obecna przy poważnej, przenikającej uroczystości ślubnej. Wszyscy rozmawiali półgłosem i częste rzucali spojrzenia na drzwi, wiodące do pokoju panny młodej; chwilami dochodził z ulicy odgłos niecierpliwego rżenia koni u licznych, stojących przed bramą, powozów; od czasu do czasu także lokaj, ubrany w czarny frak ze srebrnemi ozdobami, stawał na progu salonu i wymówieniem jakiego imienia oznajmywał przybycie nowego gościa." "Pamiętnik Wacławy" Eliza Orzeszkowa (1871) "O użytkowaniu z lasów 1. Prace-główne. Drzewo użytkowe opałowe w lasach wysokopiennych assygnuje się wyrabia i przelicza. W lasach olszowych niskopiennych na gruncie przepadzistym stojących i innych bagnistych lasach, wycinać trzeba drzewo podczas tęgich mrozów i na brzegi lasu wywozić. Drzewo na spław przeznaczone wywozić do bindung 2 Prace uboczne Na bagnach i jeziorach leśnych kosić trzcinę. Z grubej zwierzyny strzelać Rogacze i Warchlaki. Odbywać małe polowanie i obławy na wilki Wdzierżawiać dzikie w lasach rybołowswo lub użytkować z niego." Z Nowego Kalendarza Powszechnego na rok przestępny 1836 Ilustracja z "Roku Myśliwca" autorstwa Juliusza Kossaka. "Całunem śniegu pokryta, odlega ziemia w śnie twardym. (..) Kościelne kawki trzymają się wież i hałaszą i trwożą się gromadnie, gdy się na zimową zanosi burzę (..) strzechy po siołach i stare lipy i grusze osiadają wrony (...) Z nad sadu lub płotu skrzeczy pojedynczo wesoła i fertyczna sroczka, tak oswojona z całą sprawą domu, że się ani drobiowi, ani psu domowemu nie chce umknąć z pola i że się ledwoz pod nogi człowieka podrywa.(...); I styczeń ma swe wdzięki, a ta świeżość i plątanina tropów ma tak coś dziwnie uroczego i zajmującego w sobie przy tej ciszy i tajemniczości zimowych widoków, źe(...) miło jest wyruszyć jednokonką w pole i opędzić kraniec lasu. (,,) Na ostatnich plotach wioski pozostają gromady wróbli, żyjące teraz w stodołach i pod ciepłemi strzechami w opuszczonych gniazdach jaskółczych; tylko stado trznadli wymyka się w dzień pogodny za wioskę, ulata w lekkich podrywach wzdłuż drogi i przypada często całem stadem do ziemi. szukając czegoś w zimowym naboju po drodze, zaświergoce i uchodzi dalej, przodując przed sańmi W lesie cicho i uroczo. (..). Słychać tylko kucie dzięcioła lub kowala, czasem zaskrzeczy sójka, lub poderwą się jemiołuchy ze starego drzewa, które jemioła obsiadła, lub z jałowców, które krańcem lasów knieje podszyły. Kiedy mgła zimowa nizko ponad ziemią dyszy, można się o ranku, objeżdżając kraniec kniei, spotkać z liszką, wracającą od wsi z nocnej rozdobędy zamgloną dolinką albo głębszą debrą (..) . Czasem gdy się wilki włóczyć poczynają, wracają i one już o białym dniu, ciekąc powoli sznurem po kniei. (...) . Tylko zając, lis i wilk opuszczają knieje i idą za żerem aź do sadyb ludzkich; wszelki zwierz inny trzyma się lasu zwartego i gąszczów w tym czasie.(..) W zaciszu głuchych lasów chroni się głuszec w lym czasie, też jarząbek, żywiący się borówkami. Łatwiej się spotkać z cietrzewiem, bo dalej od stanowisk swoich odlata; zresztą z leśnego ptactwa przeleci często w poprzek drogi sójka, a kiedy się ostrożne tchórze, kuny, łasice i gronostaje chronią oka ludzkiego po norach i dziuplach drzew, że ledwo tropy o nich świadczą na malej przestrzeni — skacze od drzewa do drzewa wesoło wiewiórka w pogodny dzień mroźny, a skrzek sójki i taniec wiewiórki ożywia na chwilę leśną zimową ciszę." "Rok Myśliwca" Wincenty Pol |
Archives
May 2020
W kolażu na szczycie strony wykorzystano obrazy XIX wiecznych malarzy polskich;
Wincentego Kasprzyckiego "Pałac w Natolinie", Wincentego Wodzinowskiego "Koncert domowy", Juliusza Kossaka "Scena z polowania w Radziejowicach", Franciszka Streit "Przerwa na posiłek" |