"Ostrowite, własność pani Dąbrowskiej, wdowy, z domu Krzymuskiej, kobiety bardzo milej, bardzo inteligentnej i bardzo mi życzliwej. Z przyjemnością zajeżdżałem tam parę razy do roku, na częstsze bowiem odwiedziny nie stałoby mi czasu, wobec ogromu zajęcia i tylu tak licznych sąsiedztw, z któremi łączyły mnie przyjazne stosunki. (...)
Z dobrami Wielkopole, które w dzierżawie trzymałem, graniczyło miasteczko Kleczew i dobra Stawoszewek, własność wdowy pani Lisieckiej z Zeliszewa na Podlasiu. Jakie ją losy z tak dalekiej okolicy w nasz koniński zakątek przygnały, nie wiem, ale to wiem, że był to dom jeden z najbardziej dystyngowanych. Pani Lisiecka, zdaje mi się, ks. Woroniecka z domu, a przynajmniej blizko z tą rodziną skoligacona, była to dama starej daty, trochę wielkością rodu przejęta, ale bądź co bądź, umiejąca uszanować ludzi niższych od niej urodzeniem, o ile tacy wykształceniem i zasługami społecznemi poważniejsze w społeczeństwie zająć umieli stanowisko. Lubiła wprawdzie napomknąć przy lada okazyi o stosunkach i koligacyach swoich, ale czyniła to w sposób, nie uwłaczający tym, którzy się tego rodzaju wielkością poszczycić nie mógł.
Zresztą w obejściu była bardzo grzeczną, uprzejmą, czasem nawet przyjacielską, a główną (dla mnie przynajmniej) jej zaletą było staranne wychowanie, jakie dała dwóm swoim córkom, pp. Konstancyi i Zofii; syna bowiem Ludwika, jedynaka, nie będącego fanatykiem na punkcie pracy, słabością i pobłażliwością swoją trochę zepsuła. Panna Konstancya była piękna nad wyraz, a urodę jej podnosił jeszcze niewysłowiony wdzięk jakiś, który każdego za serce musiał chwycić. P. Zofia nie dorównywała jej bynajmniej urodą, a jednak ten sam wdzięk i słodycz w obejściu kazały zapominać o tern i czyniły ją tak miłą i ujmującą, iż obydwie siostry były ulubienicami całego naszego sąsiedztwa..
Człowiekiem zupełnie innego pokroju był syn Ludwik. Trochę ociężały, obojętny na wszystko, co się w gospodarstwie i koło niego działo, czytywał dużo, a zwłaszcza pism sportowych, popijając herbatę z wiecznie kipiącego samowaru i wypalając niezliczoną ilość fajek. (...)"