Lokomobile
Przeglądając pamiętniki ziemiańskie trafić można czasami na opis tajemniczego urządzenia o nazwie lokomobila, używanego do różnego rodzaju prac polowych. Wydaje się, że w okresie międzywojennym lokomobile stosowane były dość powszechnie, dopiero w latach 30-tych zaczęły wypierać je traktory. W ramach odtwarzania rzeczywistości przedwojennego majątku ziemskiego przyjrzyjmy się więc lokomobilom.
Maszyny parowe zaczęły być stosowane w rolnictwie w połowie XIX wieku i przez cały okres ich stosowania zarówno ich konstrukcja jak i wygląd niewiele się zmienił. Lokomobila była ciężką maszyną,trochę przypominającą mały parowóz, która rzadko poruszała się o własnym napędzie. Zwykle transportowana była na miejsce za pomocą zaprzęgu konnego,tam była składana i przygotowywana do pracy. Za pomocą lokomobili można było wykonać orkę pola,chociaż wydaje się,że akurat to zastosowanie niespecjalnie się przyjęło. Orka wykonywana była przez dwie lokomobile ustawione po przeciwnych krańcach pola pomiędzy którymi na linach przeciągany był pług.
Dużo większe zastosowanie lokomobila znalazła przy wykonywaniu prac polowych gdzie jej immobilność nie była wadą np. przy młóceniu zboża. Lokomobila pracująca jako młockarnia obsługiwana przez czwórkę ludzi potrafiła w ciągu dnia pracy wymłócić 1000 snopów zboża czyli ponad 10 razy więcej niż ta sama ilość ludzi pracująca bez lokomobili. Z drugiej strony przy wykonywaniu tej pracy lokomobila zużywała znaczne ilości wody i węgla lub drewna. W latach 30-tych niska cena robocizny sprawiała, że używanie lokomobili stało się nieopłacalne. Krzysztof Mikołaj Radziwiłł pisze w swoich pamiętnikach "(...) posiadałem komplet 2 lokomobil i pługa parowego, których nigdy nie używałem, bo robocizna była tańsza (...)".
Lokomobile używane były także jako sieczkarnie, wialnie oraz do podgrzewania wody
Krajowe lokomobile produkowane były przez zakłady Hipolita Cegielskiego, który pierwsze maszyny wprowadził do oferty w latach 80-tych XIX wieku. Wydaje się jednak, że wówczas sam producent uważał je jednak za wynalazek dość niedoskonały. Wciągu kolejnych kilku dziesięcioleci technologia produkcji musiała się jednak znacznie rozwinąć bo w pochodzącym z roku 1923 katalogu zakłady Cegielskiego reklamowały swoje lokomobile tak:
"(...) Lokomobile nasze są niezrównanej trwałości, pracują najoszczędniej pod względem zużycia opału i wymaganych kosztów konserwacji. Wyrabiamy je z tak znakomitych surowców, że mają zapewnione wszystkie zalety maszyn doskonałych; dostosowane ponadto do warunków naszego kraju, pod wielu względami przewyższają wszystkie podobne wyroby zagraniczne (...)"
materiały źródłowe odnośnie lokomobili:
Rafał Mazur "Lokomobile"
Andrzej Buxakowski "Lokomobile Cegielskiego",SIMP 12/2006
Maszyny parowe zaczęły być stosowane w rolnictwie w połowie XIX wieku i przez cały okres ich stosowania zarówno ich konstrukcja jak i wygląd niewiele się zmienił. Lokomobila była ciężką maszyną,trochę przypominającą mały parowóz, która rzadko poruszała się o własnym napędzie. Zwykle transportowana była na miejsce za pomocą zaprzęgu konnego,tam była składana i przygotowywana do pracy. Za pomocą lokomobili można było wykonać orkę pola,chociaż wydaje się,że akurat to zastosowanie niespecjalnie się przyjęło. Orka wykonywana była przez dwie lokomobile ustawione po przeciwnych krańcach pola pomiędzy którymi na linach przeciągany był pług.
Dużo większe zastosowanie lokomobila znalazła przy wykonywaniu prac polowych gdzie jej immobilność nie była wadą np. przy młóceniu zboża. Lokomobila pracująca jako młockarnia obsługiwana przez czwórkę ludzi potrafiła w ciągu dnia pracy wymłócić 1000 snopów zboża czyli ponad 10 razy więcej niż ta sama ilość ludzi pracująca bez lokomobili. Z drugiej strony przy wykonywaniu tej pracy lokomobila zużywała znaczne ilości wody i węgla lub drewna. W latach 30-tych niska cena robocizny sprawiała, że używanie lokomobili stało się nieopłacalne. Krzysztof Mikołaj Radziwiłł pisze w swoich pamiętnikach "(...) posiadałem komplet 2 lokomobil i pługa parowego, których nigdy nie używałem, bo robocizna była tańsza (...)".
Lokomobile używane były także jako sieczkarnie, wialnie oraz do podgrzewania wody
Krajowe lokomobile produkowane były przez zakłady Hipolita Cegielskiego, który pierwsze maszyny wprowadził do oferty w latach 80-tych XIX wieku. Wydaje się jednak, że wówczas sam producent uważał je jednak za wynalazek dość niedoskonały. Wciągu kolejnych kilku dziesięcioleci technologia produkcji musiała się jednak znacznie rozwinąć bo w pochodzącym z roku 1923 katalogu zakłady Cegielskiego reklamowały swoje lokomobile tak:
"(...) Lokomobile nasze są niezrównanej trwałości, pracują najoszczędniej pod względem zużycia opału i wymaganych kosztów konserwacji. Wyrabiamy je z tak znakomitych surowców, że mają zapewnione wszystkie zalety maszyn doskonałych; dostosowane ponadto do warunków naszego kraju, pod wielu względami przewyższają wszystkie podobne wyroby zagraniczne (...)"
materiały źródłowe odnośnie lokomobili:
Rafał Mazur "Lokomobile"
Andrzej Buxakowski "Lokomobile Cegielskiego",SIMP 12/2006
Jak zboże na początku XIX wieku sprzedawano.
Pomimo iż średniozamożna i zamożna szlachta kształciła dzieci w szkołach w miastach i na uniwersytetach i odbywała wojaże, to jednak stan komunikacji ( wtedy prawie wyłącznie konnej) i dróg, sprawiał, że ich życie koncentrowało się głównie w najbliższym sąsiedztwie ich majątków.
Ponadto sposób wykorzystania majątku ziemskiego często był uzależniony od możliwości dowiezienia płodów rolnych i innych produktów do większego ośrodka w którym nimi handlowano, bo lokalny rynek był mało chłonny. Często więc rodzaj upraw dyktowała tradycja w najbliższych dużych ośrodkach handlowych. Ograniczało to w znacznym stopniu innowacje.
Tak oto opisuje Roman Janta- Połczyński sprzedaż zboża z majątku jego dziadka.
Za czasów mojego dziadka (...) gospodarowano na majątkach oddalonych od większych miast i od arterii komunikacyjnych w sposób wybitnie ekstensywny. na dobrych glebach główne dochody dawały zboża, a w szczególności pszenica. Z inwentarzy najwięcej przynosiły owce, a mianowicie wełna, która stanowiła poważną pozycje w rachunku strat i zysków gospodarstw rolnych. Matka opowiadała mi, że gdy była jeszcze dzieckiem, po wymłóceniu w Michorowie pszenicy zwożono furmankami przeznaczona na sprzedaż część w okolice Kwidzyna, gdzie ładowano ja na 'berlinkę'. Wsiadał na nią również zaufany dziadka i płynął z nią Wisła do Gdańska. Równocześnie wyruszała z Michorowa furmanka zaprzężona w najprzedniejsza czwórkę koni i podążała drogą lądową przez Malbork także do Gdańska, gdzie spotykała się w umówionym miejscu z przedstawicielem dziadka. Ten ostatni po sprzedaży pszenicy miał za zadanie kupić w Gdańsku wszystkie towary potrzebne przez rok we dworze i w gospodarstwie, których na głębokiej prowincji nie można było dostać, m. in materiały na suknie dla dziedziczki i panienek, na garnitury dla dziadka i panicza, cienkie płótna, łakocie dla dzieci, przyprawy kuchenne, narzędzia dla gospodarstwa, a również wino węgierskie w beczułce dla gości. wszystkie te cenne rzeczy pakowano starannie na wóz i wieziono oczywiście pod opieką zaufanego, drogą lądowa do Michorowa. Pieniądze (wyłącznie w złocie i srebrze), które zostały po załatwieniu i opłaceniu wszystkich sprawunków zaufany umieszczał w trzosie, a trzosem opasał się w pasie....'
Jak wielkim problemem dla dziadka Romana Janty- Połczyńskiego była sprzedaż własnych płodów świadczy przytoczona w pamiętnikach rozmowa;
'"... Wuj Józef zauważył, że część pola leżała odłogiem. Zdziwiony zwrócił się więc do dziadka:
- Przecież to jest świetna ziemia - czemu jej nie obsadziliście?
na co dziadek rzekomo miał odpowiedzieć:
- A nuż by się obrodziło- kto by tak daleko woził?...."
Dziadek nie przeczuwał nawet, że za kilka dekad rozwój komunikacji nie tylko rozwiąże jego problem, ale zrewolucjonizuje życie w majątkach ziemskich dla niektórych na dobre, dla niektórych na złe......
Ponadto sposób wykorzystania majątku ziemskiego często był uzależniony od możliwości dowiezienia płodów rolnych i innych produktów do większego ośrodka w którym nimi handlowano, bo lokalny rynek był mało chłonny. Często więc rodzaj upraw dyktowała tradycja w najbliższych dużych ośrodkach handlowych. Ograniczało to w znacznym stopniu innowacje.
Tak oto opisuje Roman Janta- Połczyński sprzedaż zboża z majątku jego dziadka.
Za czasów mojego dziadka (...) gospodarowano na majątkach oddalonych od większych miast i od arterii komunikacyjnych w sposób wybitnie ekstensywny. na dobrych glebach główne dochody dawały zboża, a w szczególności pszenica. Z inwentarzy najwięcej przynosiły owce, a mianowicie wełna, która stanowiła poważną pozycje w rachunku strat i zysków gospodarstw rolnych. Matka opowiadała mi, że gdy była jeszcze dzieckiem, po wymłóceniu w Michorowie pszenicy zwożono furmankami przeznaczona na sprzedaż część w okolice Kwidzyna, gdzie ładowano ja na 'berlinkę'. Wsiadał na nią również zaufany dziadka i płynął z nią Wisła do Gdańska. Równocześnie wyruszała z Michorowa furmanka zaprzężona w najprzedniejsza czwórkę koni i podążała drogą lądową przez Malbork także do Gdańska, gdzie spotykała się w umówionym miejscu z przedstawicielem dziadka. Ten ostatni po sprzedaży pszenicy miał za zadanie kupić w Gdańsku wszystkie towary potrzebne przez rok we dworze i w gospodarstwie, których na głębokiej prowincji nie można było dostać, m. in materiały na suknie dla dziedziczki i panienek, na garnitury dla dziadka i panicza, cienkie płótna, łakocie dla dzieci, przyprawy kuchenne, narzędzia dla gospodarstwa, a również wino węgierskie w beczułce dla gości. wszystkie te cenne rzeczy pakowano starannie na wóz i wieziono oczywiście pod opieką zaufanego, drogą lądowa do Michorowa. Pieniądze (wyłącznie w złocie i srebrze), które zostały po załatwieniu i opłaceniu wszystkich sprawunków zaufany umieszczał w trzosie, a trzosem opasał się w pasie....'
Jak wielkim problemem dla dziadka Romana Janty- Połczyńskiego była sprzedaż własnych płodów świadczy przytoczona w pamiętnikach rozmowa;
'"... Wuj Józef zauważył, że część pola leżała odłogiem. Zdziwiony zwrócił się więc do dziadka:
- Przecież to jest świetna ziemia - czemu jej nie obsadziliście?
na co dziadek rzekomo miał odpowiedzieć:
- A nuż by się obrodziło- kto by tak daleko woził?...."
Dziadek nie przeczuwał nawet, że za kilka dekad rozwój komunikacji nie tylko rozwiąże jego problem, ale zrewolucjonizuje życie w majątkach ziemskich dla niektórych na dobre, dla niektórych na złe......
|
|