Tekst i ilustracja zaczerpnięte z wydawnictwa "Świat i dzieci czyli nauka o rzeczach" August Jeske ( 2 połowa XiX wieku)
"Przypatrzymy się stawowi, roztaczającemu się w około pięknego dworka wiejskiego. Gdzie nie ma w okolicy ani rzeki ani jeziora większego, tam mieszkańcy wykopują obszerną kotlinę, otaczają wałem dokoła i sprowadzają rowami i kanałami wodę z okolic najbliższych. Tym sposobem mają zawsze dostateczny zapas wody pod ręką. Otóż owo niby sztuczne jeziorko nazywają ludzie stawem albo — jeźli jest niewielki—sadzawką. Ze stawów i sadzawek mamy rozliczne pożytki: dają nam bowiem ryb i raków dostatek, starczą szuwaru na rogóżki, dają trzcinę na dachy i maty, dają szlam na rolę, żwir i piasek do budowli, wodę na młyn, wodę na kuchnię i do pralni wreszcie kąpiel wygodną i setki innych pożytków. Obrazek niniejszy przedstawia także jeszcze jednę pożyteczną stronę stawu: ludzie dworscy pławią i poją tu konie, a za chwilkę nadejdzie zapewne i stado bydełka spragnionego; kto zaś wie, jak ciężko pracować musi bydło i jak szybko męczą się konie podczas upałów w polu, ten pojmie, jak wielkiem dobrodziejstwem jest staw taki, w którym każde stworzenie po pracy i znoju chodzić i krzepić się może dowoli. Owa para dzielnych koni na naszym obrazku zdaje się być parą pociągowców, utrzymanych doskonale. Wystawiam sobie, jak będą brykały, kiedy się na ląd wydostaną i miły chłód poczują!"
Tekst i ilustracja zaczerpnięte z wydawnictwa "Świat i dzieci czyli nauka o rzeczach" August Jeske ( 2 połowa XiX wieku)
0 Comments
"Znajdowali sic już na terytorium należącym do prezesowej i właśnie Wokulski przypatrywał się rezydencji. Na dość wysokim, choć łagodnym wzgórzu wznosił się piętrowy pałac z dwoma parterowymi skrzydłami. Za nim zieleniły sic stare drzewa parku, przed nim rozścielała sic jakby wielka łąka, poprzecinana ścieżkami, tu i owdzie ozdobiona klombem, posągiem albo altanką. U stóp wzgórza połyskiwała obszerna płachta wody, oczywiście sadzawka, na której kołysały sic łódki i łabędzie. Na tle zieloności pałac jasnożółtej barwy z białymi słupami wyglądał okazale i wesoło. Na prawo i na lewo od niego widać było między drzewami murowane budynki gospodarskie. Przy odgłosie wystrzałów z bata (..) brek po marmurowym moście zajechał przed pałac zawadziwszy tylko jednym kołem o trawnik. Podróżni wysiedli. (..) zbliżył sic stary służący w czarnym surducie. (..) I zaprowadziwszy ich do prawej oficyny wskazał Wokulskiemu obszerny pokój, którego otwarte okna wychodziły do parku. (..) Wokulski wyjrzał oknem. Przed nim rozciągał sic trawnik ozdobiony kępami starych świerków, modrzewi, lip, poza którymi daleko było widać lesiste wzgórza. Tuż przy oknie stał krzak bzu, a w nim gniazdo, do którego zlatywały się wróble. Ciepły wiatr wrześniowy co chwilę wpadał do pokoju siejąc w nim niepochwytne wonie. Gość patrzył na obłoki, jakby dotykające wierzchołków drzew, na snopy światła, które przepływały między ciemnymi gałęźmi świerków, i było mu dobrze." Bolesław Prus "Lalka" (Fragment wspomnień Juliana Wieniawskiego z przełomu lat 1850-tych i 1860-tych) "W najbliższym sąsiedztwie Konina leżał majątek Żychlin, własność Marszałka Rafała Bronikowskiego. Była to iście pańska, acz w skromnym tonie rezydencya, ognisko, w którem się najliczniejsze sfery towarzyskie chętnie zawsze i w ogromnej ilości gromadziły (...) Sam marszałek Bronikowski (noszący ten tytuł z czasu marszałkowania na jakimś sejmiku powiatowym) był postacią nawskroś typową, a tak serdeczną i sympatyczną, żeśmy go wszyscy kochali i wielbili, nawet za jego słabostki, od których żaden śmiertelnik nie jest wolny (...) Kochali go też wszyscy, a zwłaszcza niewiasty, którym sypał komplementy jak z rękawa i korne zawsze składał hołdy. Małżonka jego była to dystyngowana, (..) ujmującej dobroci, anielskiego serca i wielkiej na słabostki ludzkie wyrozumiałości. (...) patrzyła z prawdziwą filozofią na jego zalecanki do pici pięknej, na tę jedyną słabostkę starca, który się z nią nie bardzo taił, a przed mężczyznami chlubił nawet otwarcie. (...) Marszałek, (...) nie zadowalając się rodziną, dopraszał sobie kilkanaście osób obcych z sąsiedztwa, wybierając damy piękniejsze i młodzież inteligentniejszą, któraby panienkom czas uprzyjemniała. Wysyłał tedy zaprosiny przez chłopaka źrebiarka na chudej półangielskiej drandrydze, mniej więcej (do mnie przynajmniej) w tych słowach: „Kochany Julku. Wiesz jak Cię kocham, posyłam umyślnego (..) po Ciebie z zaproszeniem na jutrzejszy obiadek... będą panienki! Jeżeli i ty mnie kochasz, a panienki lubisz, przyjeżdżaj, żadnych ekskuz nie przyjmuję. Tout-a-vous R. B." (...) Zaraz za Żychlinem leżała wieś Krągola, własność serdecznych i nader inteligentnych ludzi pp. Adamostwa Potworowskich. (...) Pani Adamowa Potworowska, córka ś, p. referendarza Bronikowskiego, a więc rodzona synowica marszałka, była jedną z bardzo wykształconych i dystyngowanych kobiet. Natura jej nawskroś poetyczna, granicząca często z egzaltacyą, nie z każdym zgodzić się umiała. Rubaszność jakiego poczciwego szlachcica, a tłuste nawet czasem żarciki stryjka raziły ją nieraz, ale umiała ukryć to wszystko, starając się tylko o skierowanie rozmowy na inne tory. Mieszkała przy niej jej matka, pani Wilhelmina Bronikowska, zwana w rodzinie Minettą. Była to osoba, słynąca kiedyś pięknością, która nawet cesarza Aleksandra (wielkiego na tym punkcie znawcę) oczarować miała. W epoce późniejszej, kiedy te wspomnienia kreślę, słabe już tylko ślady dowodziły klasycznej ongi piękności, pozostał natomiast wdzięk, uprzejmość i słodycz w obejściu, które u dam starszych najpiękniejszą stanowiły ozdobę. (...)" "O użytkowaniu z lasów i. Prace-główne. Pnie z kory obnażone wyrabiać na drzewo użytkowe i opałowe. Wydobywać karpinę Kontynuować palenie węgli, smoły i popiołów, tudzież spławiać drzewa 2 Prace uboczne Obdzieranie kory ciągle trwa Zbierać żywicę ze świerków, jodeł i modrzewiów Pasza pszczół w lasach zaczyna się Z ptactwa przepiórki tylko w siatki łapać można ochraniając wszelką inną zwierzynę Użytkować z torfu, bursztynu, rudy żelaza, marmuru, gipsu . wapna i innych płodów kopalnych" (Z Nowego Kalendarza Powszechnego na rok przestępny 1836) Ilustracja z "Roku Myśliwca" autorstwa Juliusza Kossaka. "Już łąki umajone, zagajony las! Wszystko w pełnym wzroście i pędzie, a po części już okwitłe lub w kwiecie; wszystko oddycha pełnem życiem: w ziemi i w wodach, nad ziemią i na wodach, nad wodami i na błotach, na łąkach i polach, na błoniu, lesie i w powietrzu. Wszystko żyje rozkoszą słońca i wiosennego powietrza oddechem, które potęgą płodnych grzmotów i błyskawic oczyszczone, ciepłemi odkropione deszczami, odzyskało swą wonną sprężystość i ożywczą moc. (...) Jakoż kwitną już prawie wszystkie krzewy i drzewa i okrywają się liściem; z drzew leśnych kwitnie: dąb, buk i grab, brzoza, klon wielki i mały drobnolistny, głóg biały i owocowy, bez; z szyszkowych: sosna, jodła, świerk, cis i jałowiec, a brzost, osika i wierzba roni już dojrzałe owoce i puchy, które na namuły spadając, dorazu się kulczą; z drzew owocowych i sadowych kwitną wszystkie, które jeszcze w końcu kwietnia nie okwitły. Mlekiem kwiatu oblane sady i futory, odbijające żywo i zdaleka już od świeżej zieloności krzewów i drzew, to widok natury na maj; ale głosu natury trudno tu już oznaczyć, bo jak się zieloność cieniuje, stopniuje i spotęża, od wątłej papuziej barwy począwszy aż do ciemno-brunatnej, tak od brzęku cichego muszki i grania komara, od brzęku skrzydeł chrząszcza aż do wachlowania skrzydeł wodnego ptactwa i podniosłego głosu żurawia w obłokach, — stopniują i spotęźają się tu głosy owadów i śpiewy ptaków, strojąc się w jeden chór wielki, któryby chyba "głosem wiosny" nazwać można. (...) Ledwo w samo południe jest taka chwila, że wszelka ptaszka znużona cichnie i usypia na chwilę; ale wieczorem nie ustają glosy natury, bo gdy śpiew ptaków w wieczór cichnie, poczyna się nieszporne grzechotanie żabek, nocne hukanie bąka, brzęczenie chrząszczy w ogrzanem powietrzu i pieśń nocna słowika, a w lesie huczą sowy i jęczą puhacze, czasem nawet zakuka zbudzona kukułka, choć jeszcze daleko do świtu. (...) odyńce, takroczne warchlaki i jałowe lochy trzymają się siadem, a stare samury mają już moręgowate prosięta i ryją po sofotwinach za słodyczką. Jelenia swędzą jeszcze rogi, więc czemcha łyko i odbija się od stada. Daniele i sarny wychodzą na paszniste, rzadsze lasy. Cielne łanie i sarny szukają samotnych polan i źródeł. Zające lęgną się w zbożach. Liszka wywodzi młode z jamy i poczyna je zaprawiać do łupu, a borsuk leży z młodemi przed jamą i wygrzewa je do słońca. Młode wiewiórki wychylają się już z gniazda nieśmiało i nikną w niem za lada szelestem. (..) Drapieżne ptactwo siedzi na jajach, albo wywodzi już młode. To samo siedzą leśne kury na gnieździe." "Rok Myśliwca" Wincenty Pol |
Archives
May 2020
W kolażu na szczycie strony wykorzystano obrazy XIX wiecznych malarzy polskich;
Wincentego Kasprzyckiego "Pałac w Natolinie", Wincentego Wodzinowskiego "Koncert domowy", Juliusza Kossaka "Scena z polowania w Radziejowicach", Franciszka Streit "Przerwa na posiłek" |