"W najbliższym sąsiedztwie Konina leżał majątek Żychlin, własność Marszałka Rafała Bronikowskiego. Była to iście pańska, acz w skromnym tonie rezydencya, ognisko, w którem się najliczniejsze sfery towarzyskie chętnie zawsze i w ogromnej ilości gromadziły (...) Sam marszałek Bronikowski (noszący ten tytuł z czasu marszałkowania na jakimś sejmiku powiatowym) był postacią nawskroś typową, a tak serdeczną i sympatyczną, żeśmy go wszyscy kochali i wielbili, nawet za jego słabostki, od których żaden śmiertelnik nie jest wolny (...)
Kochali go też wszyscy, a zwłaszcza niewiasty, którym sypał komplementy jak z rękawa i korne zawsze składał hołdy. Małżonka jego była to dystyngowana, (..) ujmującej dobroci, anielskiego serca i wielkiej na słabostki ludzkie wyrozumiałości. (...) patrzyła z prawdziwą filozofią na jego zalecanki do pici pięknej, na tę jedyną słabostkę starca, który się z nią nie bardzo taił, a przed mężczyznami chlubił nawet otwarcie. (...)
Marszałek, (...) nie zadowalając się rodziną, dopraszał sobie kilkanaście osób obcych z sąsiedztwa, wybierając damy piękniejsze i młodzież inteligentniejszą, któraby panienkom czas uprzyjemniała. Wysyłał tedy zaprosiny przez chłopaka źrebiarka na chudej półangielskiej drandrydze, mniej więcej (do mnie przynajmniej) w tych słowach:
„Kochany Julku. Wiesz jak Cię kocham, posyłam umyślnego (..) po Ciebie z zaproszeniem na jutrzejszy obiadek... będą panienki! Jeżeli i ty mnie kochasz, a panienki lubisz, przyjeżdżaj, żadnych ekskuz nie przyjmuję. Tout-a-vous R. B." (...)
Zaraz za Żychlinem leżała wieś Krągola, własność serdecznych i nader inteligentnych ludzi pp. Adamostwa Potworowskich. (...) Pani Adamowa Potworowska, córka ś, p. referendarza Bronikowskiego, a więc rodzona synowica marszałka, była jedną z bardzo wykształconych i dystyngowanych kobiet. Natura jej nawskroś poetyczna, granicząca często z egzaltacyą, nie z każdym zgodzić się umiała. Rubaszność jakiego poczciwego szlachcica, a tłuste nawet czasem żarciki stryjka raziły ją nieraz, ale umiała ukryć to wszystko, starając się tylko o skierowanie rozmowy na inne tory. Mieszkała przy niej jej matka, pani Wilhelmina Bronikowska, zwana w rodzinie Minettą. Była to osoba, słynąca kiedyś pięknością, która nawet cesarza Aleksandra (wielkiego na tym punkcie znawcę) oczarować miała. W epoce późniejszej, kiedy te wspomnienia kreślę, słabe już tylko ślady dowodziły klasycznej ongi piękności, pozostał natomiast wdzięk, uprzejmość i słodycz w obejściu, które u dam starszych najpiękniejszą stanowiły ozdobę. (...)"