Zwykle w każdym dworze oddzielna była komnata przeznaczona na taką apteczkę, zapełniona szafami i pólkami. Tu się mieściły wysuszone zioła lekarskie, jak: kwiat bzowy i lipowy, mięta, piołun, dziewanna, rumianek, macierzanka i w. i., wraz z bzowemi powidłami. — W słojach spoczywały węgierskie suszone śliwki i wysmażone z nich powidła, jabłka i gruszki, razem z czarne mi jagodami; we flaszach i gąsiorach słynne wódki i likwory miętowe, piołunowe, ratafie zaprawne owocami. Nie brakło i słodkich likierów, lubo wiele sprowadzano wybornych wódek gdańskich, pomiędzy któremi Złota woda, czyli Goldwasser, z szerokiemi płatkami złota, rej wodziła. Przy nich na przekąskę rozgłośne pierniki toruńskie w rozmaitych gatunkach, i równej sławy domowe na rożenkach bez pestek śliwki zasuszane z anyżkiem. Obok tych przysmaków odbijały leki doświadczonej mocy uzdrawiającej, jak: skrom zajęczy na rany, sadło niedźwiedzie do smarowania potłuczeń, spirytusy mrówczane, lawendowe, kamforowe i.t.p. Słowem, na pierwszy ratunek w chorobie, wszystko było na zawołanie w tej domowej apteczce, a przypomnijmy sobie, że wywołała je konieczna potrzeba.
Brak dróg wygodnych, przerwane komunikacye, brak aptek, które istniały tylko po wielkich miastach, jako też i lekarzy, zmuszały ziemianki nasze do przygotowania wczesnego wszelkich znanych środków dla ulgi cierpiących.
Każda, czy to poważna wiekiem matrona, czy młodsza zamężna niewiasta, lub dziewica, uważała za swój religijny obowiązek niesienie pomocy i ulgi cierpiącym. One to, jak.były aniołami stróżami domowego ogniska, tak zarazem i opiekunkami schorzałych i wzywających ratunku.
K. Wł. Wójcicki.