Zima opisywana w ziemiańskich wspomnieniach z jednej strony wydaje się być okresem spokojnego odpoczynku, z drugiej jednak jest jednak okresem zabaw i karnawału. Drogi tonące w błocie i nieprzejezdne jesienią ściskał mróz sprawiając iż podróże stawaly się znów możliwe, tyle że nie przy użyciu bryczki,ale sań. Dźwięk ich dzwonków sygnalizował iż właśnie pojawili się goście.
Codziennym zimowym rytuałem było palenie w piecach. Czesław Miłosz w "Dolinie Issy" pisze, że pomaganie przy paleniu było jedną ze ulubionych zimowych rozrywek, obok lepienia bałwana na gazonie znajdującym się przed dworem.
Zaraz po świętach rozpoczynał się czas zabaw. Melchior Wańkowicz w "Szczenięcych latach" wspomina iż przyjeżdżało wtedy całe mnóstwo gości "(...) Każde z nas przywoziło przynajmniej po dwóch kolegów lub koleżanki. Korepetytorzy, którzy latem z nami dukali, też przyjeżdżali i zwozili kolegów. Do nauczycielek też zjeżdżały jakieś przyjaciółki - stare panny - przyjeżdżały z matkami i ciotkami dawne nauczycielki i bony, z którymi zachowywały się serdeczne stosunki; namykaly się dawne rezydentki, zamienione ongiś z sąsiednimi dworami po jakichś awanturach do czasu na inne, ściągali z rodzinami wszyscy „klienci domu"- ksiądz, adwokat, doktór, wuj Sewerutek, przyjeżdżało z Wodoktów trzech osiłków, synów rządcy (...).
We dworze grały fortepiany i trwaly w najlepsze tańce, pomiedzy tańczącymi biegały dzieci, starsze panie wymieniały plotki siedząc na kanapach, przy stolikach trwała w najlepsze gra w karty. Chyba, że na karnawał jechało się do miasta. Wtedy poświątecznym zamieszaniu dwór stawał się spokojny i opustoszały, przysypany śniegiem.