"Przy szosie z Konina do Słupcy za folwarkiem Czarków leżała wieś Kraśnica (...) Schludna ta, mała wioseczka, w najlepszej ziemi położona, była siedzibą zacnej i serdecznej rodziny pp. Ulatowskich, a kraśniały w niej trzy śliczne i milutkie panienki oraz dzielny synek-jedynak. Sam gospodarz, p. Stanisław Ulanowski, dawny wojskowy polski, był na wskroś oryginalnym typem i okazem samopomocy. Powróciwszy z wojaczki 1831 r. ze stoma dukatami (jak sam opowiadał) w kieszeni, nabył on tę wioskę, obdłużoną wyżej uszów, jak mi mówiono, za cenę bajecznie niską, zapłaciwszy poprzedniemu zrujnowanemu właścicielowi 50 dukatów za honor przepisania mu tytułu własności. Kiedy to już uzyskał, zwołał wierzycieli, którzy od szeregu lat grosza procentu nie widzieli, i zaproponował im pozostawienie go w spokoju przez lat 3, poczem najregularniej procent płacić zacznie, a może nawet i część długu, o ile go klęski żywiołowe tej możności nie pozbawią. Wierzyciele bez wyjątku zgodzili się na to moratoryum, nikt bowiem nie myślał o utrzymaniu się przy wiosce, bez zasiewów i bez inwentarzy.
Załatwiwszy się w ten sposób, p. Stanisław zabrał się do dzieła, z pozostałemi mu 50-ma dukatami. Więc przede wszystkiem pożyczył sobie od sąsiadów trochę zboża jarego do siewu, co wówczas przy znanej solidarności szlacheckiej dziwnem nie było. Taż chwalebna solidarność, objawiająca się szczególniej dodatnio względem współobywateli, którzy dla sprawy ojczystej poświęcili życie i mienie, dopomogła mu do skompletowania jakich takich niezbędnych inwentarzy. Że zaś ambicya żołnierska nie pozwalała mu na przyjmowanie darowizny, zobowiązał się po latach kilku z własnego już przychówku zwracać ofiarowane mu sztuki.
Wierzyciele z rozkoszą patrzyli na wzrost Kraśnicy, na piękne urodzaje i po latach 3-ch jak najregularniej otrzymywać zaczęli 5-ty procent, a po latach 6-ciu każdy pro rata parte, dziesiątą część długu odbierał. Tym sposobem wioska rosła w zamożność, a poczciwy i kochany przez wszystkich jej dziedzic mógł już w blizkiem sąsiedztwie, w Kawnicach, uderzyć o rękę panny Trąmpczyńskiej, której posagiem od razu wszystkie długi spłacił.
(...)w Kawnicach mieszkał brat pani Ulatowskiej, p. Aleksy Trąmpczyński, dziedzic także dóbr Golina, gospodarz zawołany, a mający specyalną słabość do tęgich wołów, t. zw. kamieniarskich, które do Łowicza przywoziły z Krakowskiego kamienie młyńskie i tam bywały sprzedawane. Jedynym groźnym rywalem p. Aleksego był zacny pan Kazimierz Krzymuski z Wilczyna, jeden z najdzielniejszych gospodarzy. Ilekroć spotykali się w Łowiczu przy obiedzie, tylekroć jako rywale przy kupnie wołów nie oszczędzali sobie docinków. P. Aleksy był łysy, jak kolano, p. Kazimierz dobrze siwiejący. Najczęściej rozmowa szlachty kierowała się na targ inwentarzowy. Wtedy p. Trąmpczyński, utyskując na ceny wołów, dodawał, zerkając na p. Kazimierza, że jedyne jeszcze siwe za byle co można było kupić.
— Ale za to o łyse, to i pies się nie spytał — odcinał się szybko p. Krzymuski, chrząkając mocno nosem, jak to było w jego zwyczaju."