
"(...) Kto nie widział ś. p. hr. Władysławowej Kwileckiej, temu się poprzednie wyrazy moje przesadnymi może wydadzą, ale kto ją raz tylko ujrzał, a zwłaszcza miał szczęście należenia do częstszych gości w Maleńcu, ten z pewnością przyzna, że wszelki, choćby najbardziej egzaltowany opis samej rzeczywistości nie dorówna.
Wychowana w pańskim dostatnim dworze na Podolu, niedaleko Winnicy, panną jeszcze będąc, podbijała serca wszystkich, co ją bliżej poznać mieli sposobność. Naturalna w obejściu, pełna powagi niesztucznej, ale już w jej charakterze leżącej, daleka od cienia kokieteryi, pani ta była prototypem wielkoświatowej damy, z tą tylko różnicą, iż blichtrem światowym gardziła i oceniała ludzi wedle ich moralnej wartości, a nie wedle świetnych stanowisk światowych.
Młoda jeszcze panienka, poślubiona była hr. Augustowi Bielińskiemu, który jednak po półrocznem zaledwie szczęśliwem pożyciu osierocił ją. Poznawszy później Władysława hr. Kwileckiego,
zapamiętale w niej zakochanego, oddała mu swoją rękę wnosząc w ciche ściany malenieckiego dworu szczęście, życie poważne, oddanie się celom dobroczynnym (...)
Los jednak okrutny nie oszczędził jej ciężkich przejść życiowych, spowodowanych nieuleczalną chorobą męża, jaka się nagle w ośm czy dziesięć lat po ślubie rozwinęła. Straciwszy równowagę umysłową, biedny ten, zacny, pełen męskiej siły człowiek skorzystał z chwili, kiedy nie odstępująca go nigdy malżonka poszła do kościoła i, wyrwawszy się lekarzowi i kamerdynerowi swemu, wbiegł w szalonym pędzie na wierzchołek jednej z niedostępnych prawie gór w Szwajcaryi, i tam go tkniętego apopleksyą znaleziono. (...)
Na lewo od folwarków gosławskich, leżały dobra Posada, własność pp. Wierusz-Kowalskich. Był to dwór jaśniejący wszystkiemi cnotami szlacheckiej siedziby, pełen wdzięku i niewyczerpanej polskiej gościnności. Zaprzyjaźniony serdecznie z dwoma synami, ś. p. Henrykiem, i dzisiejszym Radcą Dyr. Głów. Władysławem, nie pominąłem nigdy okazyi, żeby tam pod gościnną ich strzechę nie zawitać. Ojczym młodych Kowalskich, rodzony brat ich ojca był typem dzielnego szlachcica, ale słabego gospodarza; dreptał on prawie cały dzień, napocił się, nasapał, ale co się na folwarkach działo, niewiele wiedział. A folwarki to były piękne, dobrze zabudowane i z dobrej ziemi złożone. To też jak tylko synowie doszli do pełnoletności, matka, której te dobra były własnością, podzieliła je między dwóch synów, zostawiając sobie folwark z rezydencyą, wzamian za co synowie siostrom posagi zabezpieczyli, i po dojściu do pełnoletności, w miarę zamążpójścio wypłacali. (...) Prócz tych dwóch synów, mieli państwo Kowalscy utalentowaną córkę, pannę Karolinę (późniejszą Gościmską), anioła dobroci, i dwie młodziutkie panienki.
(...)"