Wobec czego trudno się dziwić. że niektóre majątki, w znacznej części pokryte lasem były wręcz nastawione na gospodarkę leśną. Jednym z takich majątków była Spuszcza, którą wspomina Joanna Krasińska - Głażewska w książce "Dwa światy" jako położony w środku puszczy dom i park w stylu angielskim, gdzie w zimie czasem słychać było wycie wilków.
Majątek leśny pozwalał na czerpanie szeregu pożytków. Jednym z nich była oczywiście wycinka drewna co starano się jednak robić racjonalnie zastępując wycięte drzewa nowymi nasadzeniami. Mówi o tym w swoich wspomnieniach Teresa Tatarkiewicz z domu Potworowska "(...) źródłem dochodu był racjonalny wyrąb lasu. Po wprowadzeniu tzw. gospodarstwa leśnego można było co parę lat wyrąbać pewną przestrzeń lasu sześćdziesięcioletniego, w zamian za zasadzenie takiejże przestrzeni zagajnika (...)". Dalej autorka pisze, że w Radoryżu było przeszło trzysta hektarów lasu sosnowego i przez wiele lat przestrzeń ta nie zmniejszyła się .
Tak samo opisuje to w swoich "Pamiętnikach" Krzysztof Mikołaj Radziwiłł "(...) Lasy zaś chroniłem jak mogłem i nawet jednorazową daninę leśną, uchwaloną przez sejm w latach kryzysu, spłaciłem z parcelacji roli, aby nie nadszarpywać drzewostanów (...) lasy, starannie pielęgnowane (przycinaliśmy nawet na znacznych przestrzeniach młode dęby sekatorami na wzór sadowników) i racjonalnie eksploatowane, dawały pewny i dobry dochód, z którego do wojny żyłem.(...)".
Poza wycinką drzew pożytków z lasu dostarczały także polowania, które tak samo jak w przypadku wycinki drzew prowadzone były raczej w sposób racjonalny, bez wielkiej szkody dla populacji żyjącej w nim zwierzyny. Zresztą o leśną zwierzynę dbano dokarmiając ją np. siejąc pod lasem specjalne poletka przeznaczonego dla niej słodkiego łubinu.
O stan lasu i zwierzyny dbali specjalnie zatrudnieni w majątku pracownicy czyli leśnicy i gajowi. Jednak czerpanie pożytków często miało formę rozrywki, czego przykładem mogą być polowania, które poza pozyskaniem dziczyzny, były przede wszystkim wydarzeniem towarzyskim.
Bardzo popularną rozrywką było jeżdżenie do lasu na grzyby, albo jagody. Zwykle wyruszało się rano, pakując całe towarzystwo na powóz,albo jednokonną linijkę (linijka to rodzaj wozu,który wygląda jak położona na czterech kołach długa deska, na której można siedzieć jak na ławce).
W powozie poza grzybiarzami jechały też kosze wyładowane jedzeniem na podwieczorek, który spożywany był po powrocie z grzybobrania.
Las był ważnym elementem nie tylko ekonomi ale również kultury ziemiańskiej. Przykładem tego jest często pojawiający się we wspomnieniach opis zwyczaju porannych konnych przejażdżek po lesie. Pisze o tym na przykład w swoich wspomnieniach Maria Tarnowska "(...) Doskonale pamiętam rześkie poranki i długi galop po rozległym ściernisku albo nadwiślańskich łąkach (...) Potem człowiek i wierzchowiec odpoczywali, idąc stępa (...) gdy jechaliśmy bez pośpiechu wąską ścieżką w cieniu starych dębów i młodych buków. Od czasu do czasu widziało się sarny wdzięcznie przebiegające leśną dróżką albo wystraszonego zająca, który pojawiał się na ścieżce kilka kroków przed nami i znikał w poszyciu.